Nigdy nie podejrzewałbym siebie, że będę z taką sympatią wracał do przygód... Spidermana. Nigdy nie byłem fanem takich filmów (może z wyjątkiem starego Batmana i starego Supermana). I nie spodziewałem się po filmie o superbohaterze, wyprodukowanym po 2000 roku czegoś co mogłoby mnie pociągnąć. A jednak... Wszystko w tym filmie jest takie czyste, tak ładnie opowiedziane. To uczucie między Mary Jane a Peterem, ta czystość intencji głównego bohatera, ta Ameryka - której przecież już nie ma (i może nigdy nie było). Muzyka, historia, po prostu wszystko w tym filmie to cudo.
Zdecydowanie takich filmów już nie robią i już nigdy nie powstaną więc... po prostu usiądźcie i degustujcie ten obraz minuta po minucie.