Wróciłem właśnie z seansu Player One. Dziś była premiera i nie to, że czekałem z wypiekami na twarzy aż wreszcie film wyjdzie, ale miałem na tyle ciężki tydzień, że potrzebowałem jakiejś taniej rozrywki, czegoś do odmóżdżenia i niemyślenia. No i nie dostałem stety-niestety tego, co chciałem.
O czym jest fabuła? Główną osia, jest Oasis, coś w rodzaju do globalnej platformy do gier w VR. Wygląda to tak, że ludzie spędzają czas w realu tylko by jeść i spać, bo zarabiają też w wirtualu. Patrząc dalej, mamy zmarłego twórcę tego utopijnego świata, który pozostawia po sobie swoją spuściznę i ofiaruję ją w ręce tego gracza, który odnajdzie i wypełni wszystkie wyzwania przez niego zaplanowane. Mamy też głównego bohatera, młodego chłopaka, dla którego Gra jest odskocznią i wybawieniem od gównianego życia.
Tyle z fabuły. Teraz czemu nie dostałem tego, za co zapłaciłem? Dlatego iż sam jestem graczem, który zaczynał od jakichś gier telewizyjnych, a potem przesiadł się na swoistego potwora, czyli Pentium 133Mhz. Możliwe, że nadinteretuję właśnie dzieło Spielberga, ale parę razy w trakcie seansu, miałem wrażenie, że nie chodzi tylko o wesołą i lekką rozrywkę, że jest coś jeszcze, coś dla wytrwałych, którzy mogą znaleźć swojego własnego Easter Egga.
Wiele lat swojego życia spędziłem na grze World of Warcraft. Była tam możliwość wpisania komendy /played, wówczas gra podliczała wszystkie sekundy, minuty czy godziny i sumowała, podająć nam czas w dniach czy miesiącach, jaki spędziliśmy grając. Do dziś pamiętam szok, jakiego doznałem, jak zobaczyłem wartość prawie jednego całego roku. Mógłbym powiedzieć, że "przegrałem" tam wiele lat (bo kilka razy to rzucałem i wracałem), lecz wszystkie godziny były jak najbardziej godzinami wygranymi, które dały masę zabawy i mega wspomnień, które do dziś sobie przypominamy ze znajomymi.
ALE...
Easter Egg którego znalazłem, jest parę razy pokazany, widoczny jest parę razy, lecz jako tło, czy nadmienienie faktu, jednak nie jest w żadnym momencie negowany. Ludzie spędzają swoje życie w Oasis, uciekają od świata realnego i spęłniaja się w tym nie-realnym. My nie mamy aż tak rozwinietej techonologii, ale na każdym kroku da się zauważyć, ze ludzie się w niej zatracają. Czasami łatwiej kogoś złapać na kilku godzinną rozmowę na messengerze niż umówić się realnie. Nie będę wymieniał więcej przykładów, nie to jest moim celem.
Podsumowując, dla kogo jest film? Na pewno dla ludzi, którzy chcą czegoś lekkiego lub są żądni efeków specjalnych, znajdziecie tutaj coś dla siebie. Dla kogo jeszcze? Gracze będą mieli szczerą rozrywkę. Ludzie, którzy lubią sobie popykąć w to, co jest obecnie, znajdą multum nawiazań do tego, co jest obecnie na topie. I na koniec, starsi wyjadacze, którzy zarywali noce, pracę, czy ryzykowali nawet swoimi związkami, grając w poszczególne tytuły. Jak również Ci, o których słowa takie jak raid, drop rate, czy grind wywołują uśmiech i miłe wspomnienia.
Od siebie, szczerze polecam.
A ja jestem rozczarowana. Niestety czytałam książkę. I nie umiem oceniać tego filmu w oderwaniu od niej. Bo książka jest absolutnie genialna. Film zrobiony pod dzieciarnię z podstawówki - żeby się koszty produkcji zwróciły.
Żarty nieśmieszne, bohaterowie zagrani beznadziejnie ( w szczególności Atremis), poszukiwanie totalnie od czapy - co to w ogóle za pomysł z wyścigiem i niby jakimś ruchem oporu?! Oczywiście happy end totalny. Naprawdę nie można było trzymać się w tej kwestii książki. Tam nie wszyscy żyją do końca i happily ever after. Z Szóstek i Sorrena zrobili totalne pierdoły, a to przecież mordercy byli. "Lśnienie" zamiast "Gier Wojennych". Po co? Gdzie "Moty Python i Święty Graal" - za trudne dla gimbazy? Słabo.
Nie rozumiem oceniania filmu na podstawie książki. To, że film się różni nie powinny obniżać jego oceny. Lepiej potraktować go jako coś odrębnego, skoro zaszły większe zmiany. W Harrym Potterze też nie jest wszystko co w książce, czy to oznacza, że mamy pytać "gdzie ta scena? gdzie tamta?" i mówić, że film słaby? Wszystkiego nie upchasz w 2 godzinach, poza tym dlaczego film miałby być idealnym odwzorowaniem książki? Czytasz mając swoją wyobraźnię, ostatecznie oglądając film i tak 'zobaczysz' coś innego. Książki nie czytałam, ale film i tak wzbudził we mnie refleksję, bo w końcu o to chodziło w poszukiwaniu Easter Egg'a i całym filmie. A zabijanie niektórych głównych bohaterów zrobiło się już równie oklepane co szczęśliwe zakończenia. Czy rzeczywiście zrobione pod dzieciarnię..? To już zależy od tego ile "wyczytasz między wierszami", film ma to do siebie, że można sobie zawsze coś dopowiedzieć z powodu luk. Jeśli wolisz mieć wszystko napisane lepiej pozostać przy książkach.
To proste jak tworzysz film na podstawie książki to twoim wyjściowym odbiorcą jest czytelnik tej książki. A jeśli odnosisz się do Pottera to zauważ, że im dalej tym filmy były gorsze i miały gorsze oceny i gorszy odbiór. Możesz zrobić też jak Jackson i prawie całkowicie zignorować książkę i stworzyć arcydzieło lub możesz zrobić jak Spielberg i spieprzyć po całości.
Dwa Ready Player One (skracanie tytułu jest też kretynizmem ze strony tłumaczy) jest skierowana do ludzi po 35 roku życia, którzy wychowali się w latach 80 i 90, natomiast film został stworzony dla dzieci i połowa problemów ,z którymi borykają się dorośli została wyrzucona. Spielberg mógł zostawić motyw, że IOI chce zrobić grę usługę, na którą stać będzie tylko bogatych, a nie że posiadają obozy pracy dla ludzi, którzy nie płacą rachunku za internet. W realu jak nie płacisz to wyłączają Ci wszystko i wysyłają komornika i jakoś nikt nie tworzy ruchów oporu. Co najgłupsze na końcu filmu jakimś cudem bohaterowie mogli firmie, która dostarcza internet zabronić ściągania długów.
W książce świat rzeczywisty wygląda jak po apokalipsie, brak benzyny, jedzenia, ciągle wojny i grzyby atomowe (hołd m.in dla Mad Maxa ) ,a bohaterowie wyłączają Oasis (nie wiadomo nawet jak bo neta dostarcza IOI, a czerwony guzik wyłącza Oasis permanentnie) by ludzie mogli przypomnieć jak beznadziejne jest ich życie i się powiesić.
Co do kwestii wizualnych jeśli nie grasz w gry to będzie dla Cb WOW, a jeśli grasz to będzie meh.
Nie chodzi więc tu nawet o samą ekranizację tylko o sposób jej wykonania. Bo można było to zrobić lepiej a nie skwitować to stwierdzeniem, że gry są złe i lepiej zostań w realu pomimo iż w grze może być kim chcesz, robić, co chcesz etc. natomiast to w realu przynajmniej się najesz... (batonikami i papką energetyczną bo rośliny i zwierzęta wymarły sorry).
Ja przyznaję, że czytałam wprawdzie książkę dość dawno, ale oglądając film, przynajmniej na początku miałam wrażenie że oddaje scenerię dość wiernie. Te złomowiskowe domy i przyczepę Wade'a wyobrażałam sobie dokładnie tak jak było pokazane, do tego stopnia, że zaczęłam się zastanawiać czy tego wcześniej nie widziałam, ale przecież nie bo, film nowy...
Witam jestem świeżo po przeczytaniu książki (ostatnie 1.5 dnia). Chciałem jeszcze z rozpędu znaleźć film na deser odpaliłem i po 2 minutach wyłączyłem. Ok adaptacja nie jest przerysowaniem książki, ale tu grubo przegięli. Lokacje wyglądają świetnie, ale wyglądy postaci do kitu. Nic z szczegółów wyglądu i osobowości bohaterów książkowych. Daito i Shoto " hasający" sobie jakby nigdy nic {od początku} z Aechem?! (kawał mięcha kosmity a nie Aech). Wypłaszczone zmienione i wyssane z ważnych info o postaciach.
Ale naj bardziej boli wypłaszczenie realiów, czyli biedy, kryzysu gospodarczego, zniszczenia planety, gdzie toczą się walki pozostałe jeszcze surowce. Wade - słaby wyśmiewany w szkole za lipnego i biednego awatara w grze, gdzie wydawano pieniądze na sprzęty, których mu ledwo starczało na podstawowe potrzeby.
A tu mamy atrakcynego chłopaka, który od początku filmu porusza się po lokacjach jak król dyskoteki.
Adaptacja ok , ale nie do stopnia utraty esencji treści fabularnej na rzecz wyładnienia całości na siłę
Ps. właśnie zdałem sobie sprawę, że 3 siąsiednie akapity zacząłem od inicjału avatara Jima Donovana Hallidaya - Anorak ;)
też jestem na świeżo, wczoraj przeczytałam książkę, dzisiaj obejrzałam film,
fakt kawał książki wycieli, lecz postanowiłam się dobrze bawić i byłam ciekawa czy bardzo pozmieniali.
świat dystopiczny świetny i osobiście jestem zachwycona efektami.
i rzeczywiście jeśli się zna książkę ten wie co z czego się wzięło, czasem jest tylko sekundowe mignięcie na dany obiekt, o którego powstaniu mamy całą historię.
nie podobało mi się jedynie gdy informuje znienawidzoną ciotkę-tyrankę, o planowanym wybuchu - trochę to zbyt ugrzecznione ;P
Choroba, "kilka lat"? A można było "Pana Tadeusza" zaliczyć z 44 razy, albo innych "Chłopów" 22 razy, morze brzuszków zrobić i jeszcze portugalskiego się nauczyć...
Mickiewicz w tekście pouczał o tym czytelnika, a skoro "kilka lat" na zbyciu litewską literaturę należało by "zgłębić dogłębnie".
Jak to w co? W to, że trzeba zgłębiać litewską literaturę, czytając 44 razy "Pana Tadeusza"...
Skoro wspominasz o pouczeniach wieszcza, to można przypuszczać, że poważnie traktujesz te nauki i sam wcielasz je w życie. Gdyby tak nie było, napisałbyś po prostu użytkownikowi Shadowjen, że czas równy kilku latom można poświęcić na przeczytanie wielu wartościowych dzieł, miast po wielokroć czytać jedno i to samo.
Równając moją niewiarę z kulturalno - oświatowymi potrzebami Shadowjena wprawiłeś mnie w zakłopotanie. Jakim prawem?
Bezgraniczne zdumienie wywołało niemałe zakłopotanie, bo jak wytłumaczyć sobie, że doświadczony filmwebowicz równa moją niewiarę z czyimiś potrzebami kulturalno - oświatowymi? Staż do czegoś zobowiązuje, prawda?
Istnieje taka możliwość, niemniej nie wolno nam przesądzać sprawy, zwłaszcza, że klasyka czasem mierzi.
A więc sądzisz, iż tylko przez to, że klasyka bywa odpychająca, może być inaczej niż zasugerowałem, że prawdopodobnie jest? Uważasz że to w porządku?
Nasze subiektywne pojmowanie sprawiedliwości nijak się ma do chłodnego rachunku prawdopodobieństwa. Cyfry drogi kolego, cyfry...
Niewątpliwie masz dużo racji, drogi Fagocie, ale czymże byłby sam fundament bez stropu? Fundament to zaledwie część czegoś kompletnego i choć ważny jest on wielce, to niewielki pożytek byłby z niego, gdyby konstrukcja nie została uzupełniona o pozostałe elementy.
Zbyteczna próba żonglerki słownej posiłkowanej niecną rysą protekcjonizmu. Priorytety prac budowlanych i ich harmonogram nie pozostawia nam pola manewru - fundament ponad strop.
Jakiej żonglerki? Jakiego protekcjonalizmu? Czy szanowny kolega we wszystkim musi doszukiwać się drugiego dna? Bardzo, bardzo niedobrze.
I po cóż tak jednoznacznie negatywna ocena stanowiska przedmówcy? Kiedyż damy prawo oponentom do dostrzegania akrobatycznych wygibasów słowotwórczych? Kiedyż zaczniemy szanować prawo innych do zwracania uwagi na niezręczne szarżowania protekcjonalnymi uwagami? Czy prawo do wiercenia w drugim dnie ma już tylko dzielny Brus i jego gromadka kosmicznych nawciarzy?
Należy dostrzegać negatywną ocenę tam, gdzie ona jest. Należy dostrzegać akrobatyczne wygibasy słowotwórcze tam, gdzie one są. Należy też odróżniać niezręczne szarże protekcjonalnymi uwagami od zwyczajnych uwag jako takich. Prawo do grzebania butem w ziemi ma nawet słynny Grześ idący przez wieś, warto jednak, by owo grzebanie służyło czemuś więcej niż samo tylko grzebanie, lub - jak w tym przypadku - pretensjonalne pisanie dla samego pisania...
Odważnie dobrane słowa! Rzekł bym, bardzo odważnie! Wszak my tu nigdy pisania dla pisaniny nie uprawialiśmy! My (kusi mnie by napisać dosadnie "MY") tu (oprę się pokusie i nie napiszę "TU") wyłącznie krystalicznie istotę problemu konstruktywnie na czynniki pierwsze rozkładaliśmy! I zaznaczę TU i TERAZ, bez fałszywej skromności, że solidną pracę u podstaw w wspomnianej dziedzinie wykonaliśmy!
Nie wstydźmy się łez wzruszenia! Brus się nie wstydzi, Grześ się nie wstydzi, nawet Fagot, ani Herr Robaczek wstydliwego ukłucia nie poczuli!
Różne urojenia miewają ludzie z osobowością wieloraką. Może im się nawet czasem wydawać, że dobrze wykonali swoją pracę.
Wydawać? Oni, bez wątpienia, wykonują swe zadania w stopniu przekraczającym oczekiwania przełożonych. Co dwie głowy to nie jedna, a Jasiu, w którym siedzi Grześ, Fagot i Robaczek, to już trzy jednostki centralne! Pozostaje żałować, że w naszym społeczeństwie zwielokrotnienie jaźni zarezerwowane jest niemal wyłącznie dla kasty polityków. Jakież PKB moglibyśmy wypracować z tysiącami Twoich Jaśków!
@harkonen_mgla
No cóż, nie każdy rodzi się bystry i inteligentny z planem na każdy dzień swojego życia, tak idealnym by nie zmarnować ani sekundy ;-)
Sugerujesz, że skoro nie znam portugalskiego to i nie urodziłem się dość kumanym i zapobiegliwym?
Wypraszam sobie! Ja mam plany, ja mam aspiracje, ja mam nawet marzenia!
Dołączam się, film wyborny, warty polecenie każdemu graczowi. (PS: chociaż zapewne wielu z nich "Asteroids"-a z Atari 2600 , ewentualnie z Atari 800, nawet na oczy nie widziało :)
Pozytywne zaskoczenie, bardzo fajny film i polecam graczom tak jak kolega wyżej
i nie tylko.
I nie rozumiem tego oceniania filmu z punkt widzenia książki - bez sensu, bo należy odróżnić ekranizację (wierne odzwierciedlenie) od adaptacji a to już jest pryzmat reżysera czy scenarzysty i jest to tylko nawiązanie do książki a ten film jest właśnie
adaptacją i moim skromnym zdaniem udaną a trafiłem na ten film całkiem przypadkiem
i w tej chwili jest moim ulubionym filmem jednym z niewielu.