Obejrzałam ten film przez przypadek. Na portalu z filmami online zamiast "Making Love" z 1982 roku, był wrzucony właśnie "Canone Inverso - making love".
Cóż, jakoś dobrnęłam do końca tego ckliwego seansu, ale nie przyszło mi to z ochotą.
Scenariusz filmu częściowo bardzo ciekawy, muzyka, wspaniała, jednak jeśli chodzi o aktorstwo... miałam wrażenie, że jest to przeciętna produkcja telewizyjna, a aktorzy grają za karę. Jedynie Gabriel Byrne ratuje po trochu ten tonący okręt.
Niektóre wątki wyjęte niczym z telenoweli argentyńskiej, do tego nie obyło się oczywiście bez werterowskiej tkliwości i emocji wygrywanych na najprostszej i najbanalniejszej strunie (w filmie właściwie brak jakichkolwiek przekonujących emocji).
Aktorzy nie umieli autentycznie zaprezentować nawet gry na skrzypcach (cóż, nie wystarczy machać smyczkiem z góry w dół).
Między Jeno, a Sophie nie ma żadnej żywej namiętności, tylko rozciągnięta syntetyczna umowność.
Jak dla mnie był to mało satysfakcjonujący seans, który z pewnością w mgnieniu oka uleci z głowy.